środa, 30 lipca 2014

Poskarżyć się trochę chciałam....może ktoś pożałuje ?

Mieszając wczoraj ( oczywiście zabrakło dnia na "  świeżą " publikację posta , więc muszę dokonać małych poprawek )  na patelni carbonarę  i słysząc zza okna zwiastuny burzy , pomyślałam sobie , że jesteśmy uratowani.
Po chwili zaczęło padać , a mnie przeszyło uczucie ogromnej ulgi i błogości ....nareszcie deszcz. Cuuuudownie.
Niestety zanim obiad trafił na talerz , cała radość, euforia  i deszcz minęły. Klapa.
Jeść się odechciało , niestety .
     Cały lipiec na Mazurach panuje potworny upał .Właściwie jeden weekend niebo przykryły chmury i mogliśmy odsapnąć od tych cudownych temperatur 30 plus. W ostatnią środę deszcz popadał 7 minut i zaraz po tym  ponownie zaczęło smalić słońce. Ziemia jest tak ogrzana , że wystarczył moment , by opadła woda odparowała. Nikt jaj nie zdążył zauważyć , a zawłaszcza poczuć.
Chodzi mi głównie o wszystko co zielone (powiedzmy ) i do życia choć  odrobiny wody  potrzebuje.
  Lato cudowne i owszem , ale daje nam popalić , aż nadto .Roboty dokłada i straszliwie  męczy . Mam już dość.
Tak , ja miłośniczka ciepła , słońca mam dość.
  Kiedy wracam codziennie z Atelier oczy od słońca i wysokiej temperatury mam dosłownie opuchnięte, szczypią i bolą. Nie chce mi się już wówczas nic , ale to dosłownie, nic.
Nie mówiąc o uruchomianiu netbooka , by zajrzeć do poczty , czy też poczynić spacery wirtualne . Może ze 3 lub 4 razy zajrzałam w ulubione miejsca , przy porannej kawie , kiedy powiedzmy nie byłam jeszcze zmęczona żarem , który leje się z nieba i leje.
W nocy wietrzymy się otwierając tarasowe drzwi i okna , lecz i ta radość także zakłócana jest warkotem stale pracujących po zmierzchu maszyn rolniczych i kurzem , który ciągnie z pobliskich pól.
Mój dom stoi jakieś 20 metrów od wielkich pałaci  pół .
Cudnie jest słyszeć śpiew żurawi , słowików o poranku , ale i te chyba wolą chłodniejsze poranki , zwłaszcza żurawie, bo ostatnio rzadziej się pojawiają w poszukiwaniu pożywienia . Skoro susza panuje, czego niby miałyby szukać biedne.
  Żniwa trwają wielką parą .Zapach koszonego zboża  wyczuwalny jest nie tylko w nozdrzach , ale i w zębach .Wczoraj wróciłam z wieczornego podlewania , niosąc we włosach różności , jakbym z młócki wracała . Kobieto gdzieś Ty była?
A i wszystko okryte jest zapachem  i kolorem pola : kwiaty , samochody ,pobliskie domy . Kurz i przemłócone przez kombajn  resztki kłosów zboża, przedostają się z wiatrem i do domu . Niby miło , sielsko i wiejsko , ale od kiedy w tu  mieszkam (a już 8 lat ), żadne lato nie było tak suche i gorące , by bez zaproszenia gnać z wiatrem  żniwa z pola wprost do domu.
A dzisiaj właściwie postanowiłam się poskarżyć , bo ile można? .
Już dosłownie jak ta glizda poszukuję odrobiny cienia.Gdzie się ukryć ?
Napotkani " biurowi " znajomi dopytują mnie , czy już z wakacji wróciłam , i gdzie byliśmy , bo taka czarna jestem .Kremy najmłodszego z faktorem 50 poszły w ruch już od dawna , a piegi na twarzy mino tego wyskakują jak grzyby po deszczu , plamiasta się porobiłam.
Na głowie mój rudy kolor muśnięty słońcem w blond się zamienił , a odcieni cała gama - naturalny balejaż.
Bo tak szwendam się cały dzień przy swoich roślinach , rankiem wczesnym  podlewam  co po nocy odparuje , zwłaszcza mniejsze doniczki z bylinami . Potem to , co od totalnej posuchy w donicach się przewraca do pojenia w wiadra z wodą wstawiam . I wieczorem kolejne podlewanie kubełkiem . Doniczka po doniczce , poję i pilnuje , by żdna kropla wody się nie marnowała.
Siatki cieniująca na niewiele się zdają , położyliśmy drugą warstwę  i mam wrażenie , że to żadna różnica.
Zmęczył mnie ten lipiec  i wkurzył.
Kwiaty w moim ogrodzie tak krótko utrzymują swą żywotność. Nie zdołam się nimi nacieszyć , a ich już  nie ma. Brak mi już sił  , by i cały ogród podlewać.Starzy mieszkańcy ogrodu muszą dawać sobie radę sami , a ja wspomagam tegoroczne nasadzenia do planowanej niebieskiej rabaty : budleję , barbulę kladońską , drakiew kaukazką  , perowskię łobodolistna , szałwię i inne różności : rozchodnik chocolate drop sedum , bodziszek czerwony vision violet, krwawnicę , anemon prinz henrich, drakiew kaukazka.

anemone fot.kate

sedum chocotadte drop fot.kate

geranium fot.kate.
  Nie mogę się doczekać kwitnienia.
Zawilec pełny zawiązał pąki , także jest szansa.
Coś jeszcze sadziłam z bylin . ? Hmmm...nie pamiętam.
Wzdłuż drewnianej ścieżki zamieszkał rozchodnik oregoński , sedum purpure white, karmnik ościsty . One akurat idealnie radzą sobie nawet bez wody.
sedum oregano

Ogród w tym roku rządzi się swoimi prawami , co gdzie wzeszło tam rośnie. Zupełnie nie miałam wiosną czasu na planowane rewolucje i regularne porządki , pielenie i dopieszczanie.
Mieszkańców i gości w ogrodzie cała masa.
Szałwia w czasie kwitnienia uginała się od roju pszczół , motyli .Zwinniki wygrzewają się na kamieniach , nornica buszuje w grządkach warzywnych ( ciągnie ją do wilgoci , ogórki i pomidory podlewam regularnie). Znalazłam jednak na nią sposób.Przeniosła się do Atelier i ryje pod matami geowłókniny , na której stoją rośliny. Przegoniłam ją wkładając  w każdy otwór znaleziony w rabatach bądź  warzywniku  pukiel ludzkich włosów. Podziałało skutecznie. Zatem polecam drogie panie wychodzić od fryzjera z własnymi włosami  już w woreczku.
A , że ja i na fryzjera nie mam ostatnio czasu , wysłałam gońca do zaprzyjaźnionego zakładu i dostałam pokaźny woreczek włosia.Okazał się bezcenny - ogórki uratowane , odsiewane , ale już zbieramy pierwsze owoce.
Kalafiory wyjątkowo cudnie zawiązały róże , porosły cudowne jak nigdy , spałaszowaliśmy je ze smakiem. Kapusta wczesna zebrana rychło w czas leżakuje w szufladzie lodówki. Jednak dobre rozsady wysadzone we właściwym czasie dają oczekiwane plony. Posłuchałam rady Pana Wiesława .Sprzedał mi maleńkie rozsady z gwarancją sukcesu i udało się. Ja zazwyczaj wybieram te okazałe, z nadzieją , że będą silniejsze i dorodniejsze.
Dotychczas  rozsady kupowane na targowisku nie nadawały się do niczego .Kapusta , kalafiory i brokuły były mare.
A może to fakt , że nie mam czasu , nie grzebię tam jak to zwykle bywało kilka razy dziennie. Posadzone rosną  i cieszą się sobą i tym , że nie dokuczam jak zwykle.
Pietruszkę będę miała chyba dopiero w grudniu , o ile śniegi jej nie pokryją. Nornica psotnica notorycznie wywalała mi wysiane nasiona. Kiedy się jej pozbyłam , odsiałam, wzeszła, ale jest maleńka.Czy zdąży wyrosnąć ?. Się okaże.
W tym roku tylko jedno mi w głowie moje Atelier  , a ze swojego ogródka zdjęcia żadnego nie wrzuciłam.
Trochę nadrobię zaległości.
Odgrzebałam w aparacie archiwalne fotografie z końca maja , czerwca. Było miło i kolorowo .

majowo-czerwcowa piwonia. fot.Kate.
fot.Kate. wszystkim znana naparstnica

fot.Kate.Orliki

bylinowy chaos  fot.kate.


kolorów mix.cd.-tojeśc kropkowana, firletka, ostróżka

czerwone...nazwa uleciała mi na chwilę obecną


geranium fot.Kate

chaber  górski-wyjątkowo chorowita bylina

przywrotnik ostroklapowy . fot.kate.

piękna miodunka  "leopard" fot.kate.

brunera fot.kate.
  I docieramy chyba do drewnianej ścieżki .

zawciąg nadmorski fot.kate.

kostrzewa sina i rojniki fot.kate.

goździki, tojeść rozesłana , aureola,skalnice arendsa, macierzanka  fot..kate

kwiaty rozchodnika ościstego- cudeńko fot.kate.

fot.kate

fot.kate.

Ekspresowy przekrój przez kolorowe rabaty .
Ścieżka drewniana cudownie porosła, wygląda prawdziwie , naturalistycznie. Nie udało się chyba uwiecznić (lub nie mogę odnaleźć w całej masie zdjęć) botanicznych irysów -w maju cudnie ukwieciły obrzeża drewnianych kręgów.
Ale za to zobaczcie , co znalazłam .

fot.kate.

fot.kate.

fot.kate.

Chyba nie muszę wyjaśniać , dlaczego wielbię te wszystkie  " maluchy ".

I już chyba zbliżamy się ku końcowi.
Jeszcze tylko kilka odsłon lilii , powojników, które stale kwitną , róże po babci  Anieli  i innych dzielnych roślin , które umilają nam życie i mimo upalnego lata radzą sobie całkiem dobrze.

kwiaty ma wielkości talerzyka śniadaniowego -cudne fot.kate.

 " olina " fot.kate.

"yellow pixels " kwitła na początku miesiąca fot.kate.
zawilec japoński. fot.kate.

Jerzy Popiełuszko fot.kate.

jedna z 4 róż w moim ogrodzie

pysznogłówki -czerwone i fioletowe Scorpion już przekwitły .
 Przycięłam 10 cm.nad ziemią , zabezpieczyłam opryskiem od mączniaka - inwazja tej choroby była w tym roku olbrzymia ,więc bez chemii tym razem nie damy rady. Myślę, że powtórzą kwitnienie.

lilia tygrysia


róża Anieli

lilia św. józefa fot.kate


ostróżka w pełnej okazałości


 Zawilce i latrie rozpoczęły okres kwitnienia ...zapraszają motyle i inne bzyczki .



I to już prawdziwy koniec spaceru po zakątkach ogrodu.
Dalie bojowniczki - wiosenną inwazję ślimaków przetrwały i nadal w świetnej formie.
Poczciwe i niezawodne.
Wymęczyłam Was tym razem?
Bosko było , nie prażyło ....taki spacer bywa dobrym rozwiązaniem.
Bez obaw , nie oszalałam ,  mimo wszystko nie wyobrażam  sobie cudownego  spaceru bez zapachów , dotyków , szumu wiatru , trzasku gałązek , rechotu żab i latających owadów.
Bywajcie i trzymajcie za nas  kciuki , obyśmy to wytrzymali. . Taka aura ma nas uszczęśliwiać do około 8 sierpnia.
Pozdrawiam serdecznie " gorąca " Kate (he, he).

5 komentarzy:

  1. Ja też mam dość tych upałów. Już nawet do Egiptu nie trzeba jeździć, by się rozkoszować słonkiem.
    A kwiatki masz cudne! Wytrwałości życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Egipcie takich widoków nie uświadczysz.
      Kiedy wieczorem dolistnie odżywiałam powojniki , i leka mi już mdlała od pracy opryskiwaczem , widok wozu strażackiego z wielką sikawą polewającą asfalt metr po metrze tak mnie rozczulił , że wszystkie dąsy mi przeszły.
      Krzyczeć się tylko chciało :" chłopaki ...czadu ".
      W myślach oczywiście miałam prysznic pod gołym niebem.
      No , spojrzenie Tomką szybko ostudziło moje zamiary, wiedział, co chodzi mi po głowie.
      Przy mężu to nie mogło się udać.
      Ale za to 40 minut późnij 5 minutowy zimny prysznic popłynął z nieba.
      Stałam i mokłam i cieszyłam się chwilą.

      Usuń
  2. Kate, wszyscy są już nieco tym upałem zmęczeni. W naszych Borach też żar z nieba bije okrutnie, ale z drugiej strony - całą zimę na to czekaliśmy. Chciałam Ci tylko napisać, że ten wpis mnie mocno zauroczył, bo jest taki, taki... poetycki... jakbyś na papier przelała wszystko, co Ci w duszy gra :) Trzymaj się i powodzenia w Atelier :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Ci Olu za słowa pociechy.
    Domyślam się,że nie tylko mnie tak smaży i praży.Trochę mi lżej , zważywszy ,że moje utyskiwanie przyniosło zamierzony efekt.
    PADA......
    a mój wpis chyba jest jak cała ja, szczery i prawdziwy.Choć nie raz dostałam za to od życia po tyłku .
    Ale to nic .
    Dobrze mi z tym , po prostu dobrze mi ze sobą.
    pozdrawiam serdecznie K.

    OdpowiedzUsuń
  4. Łączę się z Tobą w cierpieniu. Zbyt wysoka temperatura odbiera mi część radości z lata, a moje rośliny zdane są na siebie - nie ma mowy o podlewaniu, a pielenie odkładam na drugą połowę miesiąca, gdy - mam nadzieję - będzie już nieco chłodniej. O deszczu też marzę. W Warszawie padało w tym tygodniu kilka razy, ale na działce wcale. Jednak jednemu ogórkowi i pomidorkom udało się mimo to urosnąć ;) Cieszę się, że zamieściłaś zdjęcia swojego ogrodu, czekałam i nadal czekam na nie : ) Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń

INFORMACJA

Statystyka

Obserwatorzy