środa, 19 listopada 2014

I przyszła pora....

...która rozkłada mnie na łopatki.
Litości.
Potrzebuję pomocy .
Jak poradzić sobie z poczuciem ogromnej bezczynności?.
Raz mnie nosi , a drugi powala .
Sama nie wiem , co musi się wydarzyć, żeby wyrwać mnie ze stanu, który ogarnął mnie od tygodnia.
Wstać z łóżka ?
Ubrać się ?
Dzieci ?
Dom?
Papierologia ?
I co dalej, co jeszcze?
Nie.....
To zupełnie mnie nie mobilizuje, do niczego , konstruktywnego bynajmniej.
Popadłam w dziwną  pułapkę.
To oczywiste , że na zewnątrz (w ogrodzie i Atelier) niewiele jest pracy , praktycznie wykonałam już wszystkie możliwe czynności , przygotowując rośliny do zimy.
Taras sprzątnięty , donice pochowane.
W ogrodzie bulwy, cebule wybrane, chore liście uprzątnięte.
Jesienne zmiany i nasadzenia mam już za sobą.
Kiedy to było?
Tegoroczna jesień trwa tak długo , że już w zasadzie  tego nie pamiętam.
Atelier także wchodzi w okres spoczynku.
Ostatnie jesienne zamówienia zrealizowane , rośliny , które pozostały są już zadołowane,  zakopcowane.


w głębi abiela- pączki kwiatowe utrzymała do dziś,ciągle kolorowa

na daglezję zawiesimy suszone jabłka (świąteczny prezent dla ptaków)

warstwy ziemi ,świerkowych gałęzi i słomy

różane kopce

i zawilec przetrwał

głogownik -nadal błyszczy

itea ametykańskajest w świetnej formie-inne już dawno pogubiły liście


Czekamy na mrozy .
Kiedy tylko mocniej przyciśnie ,słomiane snopki pójdą w ruch.
Puki co , jest zbyt ciepło , nie chcę , by się zaparzyły.
Różaneczniki i azalie będą wymagały szczególnej troski.Muszę je osłonić od mroźnych wiatrów płynących ze szczerego pola  i oczywiście przed zimowymi promieniami słońca.
Jesień nadal jest sucha i uboga w opady deszczu , więc pilnuje , by dostarczać im i nie tylko, wszystkim roślinom zimozielonym potrzebnych ilości wody .
W okresie zimowym wykańcza je zazwyczaj niedobór wody czyli susza fizjologiczna , spowodowana także niewłaściwym stosowaniem nawozów, a co za tym idzie zasoleniem gleby i ograniczeniem możliwości pobierania z niej wody.
Niechaj piją, piją , bo jak mroźna i długa będzie zima , nie wiadomo.
Przyznam , że kopanie i dołowanie donic doprowadzało mnie do szału.
Ciężko było-fizycznie.
Ale po kilku dniach odpoczynku i regeneracji sił mogłabym powtórzyć całą akcję, byle tylko mieć czynne zajęcie.
Teraz muszę wziąć się za siebie i sama przygotować się do nadejścia zimy.
Tak brakuje mi kolorów i blasku rozświetlonego nieba.
Natura ludzka dziwna jest , skomplikowana.
Kiedy grzało słońce i świeciło marudziłam.
Przy końcówce sezonu byłam już chyba zmęczona , bo wszystko zaczynało mnie irytować .
Wyjątkowość roślin, urokliwość, oryginalność.?
Wszystkie wydawały się być takie same, pospolite i zwyczajne.
Żadne ochy i achy.
Potem, przy okazji nostalgicznych dni Wszystkich Świętych i kolorowych polach chryzantem jakie zjechały do Atelier , trochę się ożywiłam.
Taki  nietypowy zapach unosił się pośród donic z kwiatami. Zapach miodu , słodyczy , przełąmany nutą dziwnych piwnicznych i korzennych aromatów.
Nigdy wcześniej się nad tym nie skupiłam , może dlatego , że nie otaczały mnie takie ilości chryzantem.
Noce było mroźne(-7 stopni) , więc tymczasowo zbudowany tunel  uratował nam kwiaty .
Pozostałe drzewka , krzewy , pnącza , róże , które nie były jeszcze zadołowane chowaliśmy za ścianą zbudowaną ze słomianych snopków.
Kwiaty floksa i zawilca przetrzymały do dzisiaj ,a forsycja Kumson zwariowała i zakwitła .
To były świetne dni .
Pełne słońca.
W wolnej chwila uwalałam się na snopki siana i cieszyłam lico ciepłem promieni słonecznych , kolorami i zapachem kwiatów.
U nas kojarzą się niezbyt radośnie , bo przypięto im miano nagrobnych kwiatów, a w innych kulturach są naturalnym symbolem szczęścia i długowieczności.
 I mnie wyjątkowo dużo sprawiały szczęścia.







Niestety , dni pełne kolorów mamy już za sobą.
Za oknem szaruga .
Mimo to wlekę się do ogrodu , by choć popatrzeć na to , co zostało i czeka wraz ze mną na  nowy sezon.
Z nieba sypie delikatne płatki śniegu , które po chwili topnieją .
Jest mokro , buro i ponuro.
Powinnam się wziąć za projekty .
Natchnienia i właściwego filingu brak.
Zazwyczaj jedynym ratunkiem , jak to u kobiety każdej chyba bywa , jest wyprawa na zakupy.
Oj tak.
Będą nietypowe.
Kolorowe kredki , pastele , cienkopisy . Nowa gumka i ołówek .
Mmmmm....uwielbiam ich zapach .Dobre kredki pachną drzewem.
Wspomnienie z dzieciństwa, kiedy znajdowałam je po choinką.
Choć kilka wielkich pudełek po czekoladkach upchane jest po brzegi wszystkim , co kolor z siebie daje , kupno nowych zawsze dale mi tyyyyle satysfakcji.
Jak z dzieckiem.
Tak cieszy mnie posiadanie nowych , że  od razu siadam do rysowania.
Pomarudziłam , pomarudziłam.
Chyba trochę mi lżej.
Pora już chyba zwlec się z łóżka i zaplanować sobie dzień.
Oby zima minęła szybko i przyjemnie.
Wam i sobie tego życzę.
pozdrawiam serdecznie
Kate.


INFORMACJA

Statystyka

Obserwatorzy