Zamiast budzika żurawi klangor rozpoczyna ze mną każdy poranek .
Choć w drugiej połowie sierpnia pola zmieniły swe kolory ze złotych na szarobure , w powietrzu ciągle unosi się słodki zapach lata i ta poranna cisza ... ulice dalekie jeszcze od codziennego zgiełku, gwaru dzieci maszerujących do szkoły.
Po udanym weekendzie i pierwszych od pół roku powiedzmy wolnych trzech dniach od pracy, z wielką radością powracam do obowiązków i codzienności .
Te skradzione dni spędziłam nie inaczej niż w towarzystwie natury, tym razem odwiedzając ogrody , które zakładałam tego roku.
To niesamowite doznanie widzieć , jak ogród tętni swoim życiem.
Widzieć blask w oku inwestora , słyszeć zachwyt w jego głosie , mając poczucie satysfakcji z dobrze wykonanej pracy.
Mimo trudnych początków , złośliwości natury, śnieżnego maja , podjęłam wyzwanie i ruszyłam z pierwszym projektem , który powstawał już zimą.
Ci , którzy znają mnie już trochę dłużej wiedzą, że jestem rozkochana w ogrodach dzikich , roztańczonych , naturalistycznych , może i trochę angielskich , że zachwycają mnie pałacie kołyszących się na wietrze kwiatów, traw , ziół , że moim guru jest Piet Oudolf , który niczym malarz tworzy swe impresjonistyczne krajobrazy z użyciem żywych roślin , zamiast farb.
I Ci właśnie wiedzą , ile radości sprawiło mi stworzenie przestrzeni bliskiej moim ideałom.
I tak oto uwzględniając oczekiwania inwestorów,powstało ogrodowe dzieło,ku uciesze nas wszystkich.
Do dyspozycji dostałam około 350 m2 powierzchni.
Ogród usytuowany jest w samym sercu lasu o otoczeniu starodrzewu , o który z wielką troską dbają inwestorzy.
Drzewa są i tam będą , nie ma mowy o wycince, która zrobiła się tak modna.
Sporo tam majestatycznych sosen , starych klonów , lip.
Bajka.
Skarpa , o której mowa usytuowana jest po lewe stronie domu , pochłaniając w swej powierzchni budynek garażowy, za którym powstał ogród cienia z wykorzystaniem hortensji ,zawilców, paproci,funkii, konwalii, rodgersji, brunery, miodunek.
Projektowana powierzchnia w całej okazałości widoczna jest od frontu domu w stylu dworskim i mimo , że nie znajduje się w części centralnej , niewątpliwie to właśnie ona nadaje charakteru całej przestrzeni.
Jest podniesiona w stosunku do pozostałej części ogrodu , wzmocniona kamiennym murkiem oporowym, ten wykończony w cegle klinkierowej.
Elementy architektoniczne ogrodu idealnie współgrają z jego otoczeniem.
Dominuje tam naturalny kamień , cegła oraz drewno.
W takich okolicznościach nie wyobrażałam sobie stworzenia nic innego , jak kwietnej rabaty.
Aby złagodzić przejście do nasadzeń bylinowych w pierwszym szeregu pod istniejącym drzewostanem liściasto -iglastym po długości całej powierzchni zaplanowałam krzewy : kalinę japońską, xsanthocarpum, hotrensje krzewiste, bukietowe, trzmielinę oskrzydlona, bez czarny , kilka odmian czerwonolistnych berberysów oraz majestatyczny dereń controversa variegata.
A potem już w tej części rabaty zaczyna się kolorowe szaleństwo.
Byliny zaplanowane w nasadzeniach kwitną stale od wiosny do późnego lata.
Mimo, że to ich pierwszy sezon wszystkie cudownie prezentują już swe walory.
Relacja foto prezentuje stopniową przemianę rabaty od momentu nasadzeń.
Zapewne zastanawia Was pewien element wkomponowany niechcący w rabatę .
Widoczna na zdjęciach linia rozciągająca się wzdłuż nasadzeń , to nic innego jak chwilowy pastuch -straszak , który ma za zadanie odwieźć złe intencje niespełna rocznej Asji , ukochanej psiny Pani domu.
Asja spuszczona z oczu uwielbia sadzić kwiatki po swojemu , zatem póki nie dojrzeje do samego ich wąchania , do jej dyspozycji pozostały pałacie zielonej trawy i hektary lasu.
Rabata założona została w drugiej połowie maja , kiedy w końcu ku naszej radości zima opuściła nas na dobre.
Czy tyle samo doznań mają właściciele ogrodu , czy słyszą to wszystko, co , mnie jeszcze w sercu grało przez kolejnych kilka dni ?
Przebywając w sercu mazurskiego lasu , otoczeniu szumiących drzew , śpiewających ptaków ,pracujących owadów , zapachu leśnego runa , miałam wrażenie , jakby każdy mój wdech był lżejszy od poprzedniego, jakby zgiełk codziennego życia pozostał z dala za dźwiękoszczelną ścianą , jakby czas staną w miejscu.
To były piękne dni.
Spektakl zaczął się obiecująco.
A teraz już sierpień i moje odwiedziny.
Widok na żywo przyprawił mnie o wzmożone bicie serca i łzę w oku.
Sami zobaczcie.
Oby więcej takich chwil , udanych projektów, wspaniałych ludzi na mej drodze.
To prawdziwe szczęście .
Wam również życzę takiego spełnienia.
A w kolejnym poście odsłona najnowszej realizacji w zupełnie innym stylu .
Dumna jestem.
Znowu daliśmy radę.
Mam nadzieję , że nie przepadnę znowu na rok i nadchodzące dni słoty pozwolą nadrobić mi blogowe zaległości z cyklu życia wiejskiej ogrodniczki.
Do zobaczenia.
pozdrawiam
Kate.