jak miło...zajrzeć w końcu w samą siebie , podzielić się z Wami , i nareszcie pobyć u Was.
Miło....
pierwsza niedziela od kiedy pamiętam szlafrokowa i szurana , czyli w kapciach ,w stanie błogości , nieśpieszności , leniuchowatości.
Przyznaję,wymęczyły mnie okrutnie wczorajsze szaleństwo na 23 Targach ZIELEŃ TO ŻYCIE.
Ale o tym następnym razem.
Pierwszeństwo maja czasy bardziej odległe , bom przepadła na miesięcy parę.
Lato minęło jak jeden dzień.
Jakie było?
Przede wszystkim
pełne pracy, przygód , ciągłych gości ,
zawirowań , nowych miejsc , ludzi,
charakterów przyzwyczajeń i emocji.
Ciepłe lato , wietrzne , pachnące , rozgwieżdżone i grające.
Melodyjne okrzyki żurawi przywołujące z kubkiem porannej
kawy na taras to niewątpliwie było rytualne i częste zaproszenie na cudowny balet wystawiany pośród oddalonych łanów dzikich
traw zroszonych jeszcze nocą .
Ukradkowe spacery w szlafroku bladym świtem pośród łanów rozgrzanych latem
zbóż , śpiewających ptaków i uśpionych jeszcze mieszkańców to prawdziwa dawka endorfiny na cały dzień.
Wieczorami zdawałoby się nieustannie rozbrzmiewające koncerty cykad dźwięczące nawet w kubku zimnej lemoniady.
Trzepot skrzydeł oszalałych nietoperzy i rechot żab uradowanych każdą kroplą
wody skradzioną z rabat podlewanej Maciejki.
Smak soczystych pomidorów , chrupiącej marchewki, pachnącego
kopru .Radości z małych rzeczy , cudów odkrytych w zapuszczonym warzywniaku .
marcheweczki okrąglutka paris markt i bordowa purple |
fasolnik chiński -pierwsze strąki -zaskoczenie . |
Upalnych sierpniowych
dni zawieszonych z książką w
hamaku przeszywanych dziwnym marazmem i pełne litościwych spojrzeń skierowanych w niebo w poszukiwaniu
oczywistości tego lata –deszczu.
Cudowne lato ,a i bezlitosne jednocześnie. Pełne żalu , litości i nadziei.
W Atelier stale na baczność z wyczulonym spojrzeniem , z
zapytaniem – komu wody?
Komu cienia?
Ciągła troska i współczucie to nieodzowni towarzysze tego
lata.
Daliśmy radę , kosztem własnego ogrodu ,na podlewanie
którego nie starczało już ni sił ni czasu .
Oj....tak właśnie było.
W jednej dłoni lanca , w drugiej coś dla równowagi , w uszach
czule śpiewający Sting , bose stopy drepczące w strugach wody wyciekającej z
doniczek. Kotka wieczna towarzyszka
oburzona faktem wieczornych pryszniców w Ateleir.
Mimo wszystko było cudownie.
A pośród tych wszystkich zwyczajności już w moim życiu wydarzyło się coś nowego , świeżego.
Dostałam pod opiekę nowe miejsce , które otulam zielenią , o które dbam.
Podczas pierwszych odwiedzin byłam przerażona .
Przerażona wielkością przestrzeni , którą trzeba by
uporządkować.
Jak się okazuje podstawa udanej pracy jest właściwa
współpraca. Odpowiedni ludzie na odpowiednim miejscu .
W przeciągu kilku wizyt i pracy całej ekipy udało nam się
dokonać rzeczy zdaje się niemożliwych.
Powstaje klimatyczne urokliwe miejsce, siedlisko , azyl …sama
nie wiem …najzwyczajniej miejsce, w którym chce się być.
Niewątpliwie piękne
miejsca to ludzie , którzy tam żyją.
Czy piękni
duchowo ?
Inni zapewne , a inności
trzeba się nauczyć , poznać , przyzwyczaić, oswoić. Nie oceniać , a zaakceptować. Najważniejszy chyba
jest fakt , że podobnie odczuwamy , że nasze wizje ,co do
„stworzenia” przestrzeni mamy bardzo
podobne. To bardzo ułatwia współpracę.
Och , tak do końca słodko nie jest .
Nie obyło się bez
sprzeczek , szału uniesień , przemówień , histerycznego śmiechu , płaczu ze zwykłej
bezsilności ,wzruszenia i łez radości.
Ale uwierzcie mi , kiedy na Twoich oczach z totalnego chaosu
rodzi się oaza spokoju dla oczu , serca wszelkich zmysłów , nic , naprawdę nic
nie daje większej satysfakcji .Serce trzepoce ze szczęścia, to tak jak przy
narodzinach dziecka. Miejsce zaczyna żyć swoim życiem , a ja razem z nim.
Kiedy pomyślę sobie jak piękna za …dzieści lat będzie lipowa
aleja , która powstała wzdłuż drogi wjazdowej do siedliska, na powitanie gości.
Czy zdążę ją zobaczyć .Może jako starowinka znajdę schronienie pod koronami lip
przed tak upalnym słońcem jak tego lata. Czy dam radę objąć brzozy, przepiękne
Doorenbosy zasadzone szpalerami , osłaniające całe siedlisko przed „ nieswoimi spojrzeniami " ?
Hmmm…to właśnie
długowieczne drzewa mają w sobie siłę .W swoich koronach archiwizują historię domu
, mieszkańców, gości , uczt , chwil szczęścia i słabości. Cieszę się, że
znalazły tam swoje miejsce.
Jak to przeżyć, kiedy kiedyś przyjdzie pora się rozstać
,kiedy finalnie dopniemy wszystko na ostatni guzik?
Nie wiem.
Przed nami jeszcze ogrom
prac , ale mimo wszystko myślę o tym .Nie powinnam tak wiązać się
emocjonalnie z nie swoimi
przestrzeniami. Ale tak już jest bynajmniej ze mną. Kiedy posadzę jakąś
roślinę swoją ręką to jak z dzieckiem ,
troskam się jak rośnie, czy przetrwało burzę, suszę, zimę . Czy jej sarny nie obgryzą, ludzie nie
zniszczą, czy właściwie pielęgnują. Czy zostaną w tych samych rękach , czy
jeszcze je zobaczę?
W trakcie prac ,
tworzenia skarp i nasypów w zwałach ziemi znalazłam starą podkowę i kamień w kształcie serca …to dobra
wróżba dla tego miejsca i może dla mnie. To dobry znak. W każdym razie dało mi
to dawkę pozytywnej energii i wiary ,w to co
życiu robię.
i kilka zdjęć przed rewolucją , w trakcie demolki i ciągłych prac.
wjazd do siedliska |
chwasty po pas |
i te wieeelkie przstrzenie |
kształtujemy nasypy |
sztuczny nasyp -skarpa wzdł.drogi wjazdowej do siedliska-50m |
koparka zdecydowanie ułatwia życie-ręcznie trwałoby ro miesiącami |
wyładunek lip (120kg) z tira , brzóz,dereni i pęcherznic |
sadzimy 4m.lipy |
nie tylko pokazywałam palcem co i gdzie |
ostatnie przymiarki skarpy z trawami i bylinami |
rozkołysane na wietrze |
lipowa aleja 50m |
"zielony płot"-doorenbos,dereń elengantissima, -30 |
"zielony płot"-druga strona 40 m |
dworek przed nasadzeniami |
w trakcie |
w oczekiwaniu na mniej piekące dni |
Pracy jeszcze ogrom.
Ale najgorsze za nami.
Początki zawsze bywają trudne , teraz pójdzie jak z płatka.
A w Atelier ?
Powolutku zaczynamy sezon jesienny. Zjeżdżają wszelkie
cebulowe kwiaty oczywiście na jesienne nasadzenia , co by już w kolejnym sezonie
wczesna wiosną oczy cieszyć.
Berberysy ,derenie , winobluszcze powolutku zmieniają kolory
swoich szat .
Dojrzewają owoce na kalinach . Pełne dostojności kwiatostany
hortensji bukietowych bujają się na wietrze.
Cieszymy się z każdego dnia.
Niebawem odkryje więcej.
Tyle jest ciekawych roślin , które chciałabym Wam pokazać.
I opowiedzieć , co mnie urzekło na tegorocznych targach Zieleń To Życie.
Emocje obudzone, a jakże.
Z wielkim entuzjazmem mam nadzieję będę ponownie spędzała z Wami już dłuższe wieczory .
Dopiero zmierzch zagania mnie do domu , cisza zachęca do pisania i wspominania minionych dni .
Zatem do zobaczenia ...niebawem.
Kate.
Mam nadzieję, że powrócicie w moje progi.
Witaj Kate:) Miło się czyta Twoją opowieść:) I te zdjęcia z prac przy dworku - wow!! No piękne miejsce, a z nasadzeniami to już wogóle będzie raj!:) Jejj, wcale się nie dziwię, że tak emocjonalnie podchodzisz do każdej roślinki - wrażliwi tak mają po prostu i czy to nasza dobra strona jest..? Hmm, chyba jednak tak:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko - u nas ochłodzenie się pojawiło, deszczu też troszkę no ale wiatry zawiewają dość mocnawo. Utulenia serdeczne:***
Ps czekam na wieści co do info w gazetce dot. tematyki ulotek:)
Ach i zapomniałąm dodać, że ta podkowa i kamienne serce to wspaniały znak:) ..osobiście zbieram kamienie w tym kształcie i mam takie do nich szczęście, że gdzie tylko się znajdę to od razu zauważam właśnie tego typu "pamiątki";) ..można się zdziwić, ile natura kamiennych serc pozostawiła i tworzy nadal:)
UsuńBuziaki:***
Kate, życzę Ci zdrowych, pogodnych Świąt i bardzo udanego - nie tylko ogrodniczo - Nowego Roku :) A do tego posta o dworku wrócę na pewno w spokojny świąteczny wieczór, bo zapowiada się bardzo ciekawie ... Uściski !
OdpowiedzUsuńCo za niespodzianka.
UsuńJak miło gościć Cie znowu w moich progach.
Wiem....moja wina.
W każdym razie zapraszam...obiecuję poprawę.
pozdrawiam
K.